Królestwo niebieskie podobne będzie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. Gdy się pan młody opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły. Lecz o północy rozległo się wołanie: Pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie! Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną. Odpowiedziały roztropne: Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie! Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: Panie, panie, otwórz nam! Lecz on odpowiedział: Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was. Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny.

 

Mądrość umiaru

Ich rodzice pracują na wyższych uczelniach. Dzieci winny przynajmniej im dorównać. Tymczasem one z trudem przechodzą z klasy do klasy. Już przy maturze córki są poważne kłopoty. Ale dziecko uczonych rodziców musi nie tylko zdać maturę, lecz i zaliczyć studia. Córka żyje widmem nauki. Mała pojemność głowy jest poszerzana na siłę. Uczy się całymi dniami. Poza nauką nie widzi świata. Nie ma dość siły potrzebnej do przeciwstawienia się rodzicom. Na trzecim roku studiów trafia do szpitala. Po kilku miesiącach wiadomo, że już nie skończy studiów, że nie założy rodziny, że będzie stałą pacjentką kliniki psychiatrycznej.

Rozmowa z załamaną matką przeraża. Ani na sekundę nie dopuszcza do świadomości prawdy, że choroba córki w dużej mierze jest jej dziełem. Ona woli mieć córkę, która w czasie studiów zapadła w chorobę, niż zdrową mającą za sobą jedynie szkołę zawodową.

Syn miał dość siły, by obserwując dramat swojej siostry powiedzieć rodzicom, że z tego, iż oni są genialnie zdolni, niestety nie wynika, że zrodzili genialne dzieci. On rezygnuje ze studiów i zostaje mechanikiem samochodowym. Awantura była wielka. Rodzice nie chcą się do niego przyznać, zrezygnowali z wprowadzania go w swe towarzystwo. On jednak woli być zdrowym i zadowolonym z życia, niż pacjentem kliniki psychiatrycznej z dyplomem doktora.

Ileż tego typu dramatów można obserwować w życiu. Część z nich jest zawiniona przez najbliższych, część jest dziełem samych nieszczęśników, którzy wysoko, czyli ponad swoje możliwości, ustawili poprzeczkę.

Tym, którzy są ofiarami niezdrowych ambicji bliskich, można współczuć. Presja bliskiego otoczenia, rodziców, męża, żony, może być mocniejsza niż więzienne kraty. Wyzwolenie kogoś z tego osaczenia jest prawie niemożliwe. Jeśli on sam nie znajdzie dość siły, by się przeciwstawić – zginie.

Można natomiast próbować zatrzymać na niewłaściwej drodze ludzi, którzy sami wiedzeni niezdrową ambicją, upojeni sukcesami na niższych szczeblach, tracą orientację i zapominają o tym, iż mądrość polega na umiarze. Wprawdzie narkotyk sukcesu jest bardzo mocny i uzależnienie od niego silniejsze niż w wypadku aplikowania środków odurzających, ale przy pewnej dozie krytycyzmu opamiętanie jest możliwe. Miodem z beczki można wypełnić słoik po brzegi, a z tego, że miodu w beczce jest jeszcze sto razy więcej niż w słoiku, nie wynika, że należy go nadal do pełnego słoika przelewać. Gdy bowiem miara słoika zostanie przekroczona, drogocenny owoc pszczelego roju rozpłynie się po ziemi i zostanie zniszczony. Mądrość polega nie tylko na tym, by znać wartość miodu, lecz i pojemność naczyń, do których się go przelewa. Winni o tym pamiętać głównie rodzice i wychowawcy. Dokładne ustalenie aktualnej „pojemności” umysłu i serca, a czasem nawet sił fizycznych dziecka oraz oszacowanie realnej możliwości powiększania tej pojemności przez naukę i ćwiczenia, to zasadniczy obowiązek ludzi odpowiedzialnych za wychowanie. Oni winni to czynić wobec wychowanków i winni ich nauczyć tej trudnej sztuki.

Każdy człowiek może być szczęśliwy, gdy osiągnie pełnię na swoją miarę. Ileż radości jest w podjęciu decyzji: ja nie nadaję się na fizyka, potrafię natomiast prowadzić dobrze pracownię fotograficzną. Rezygnuję z tego, co mnie przerasta, po to, by się radować swoją pełnią. Podobnie jest również w decyzjach odwrotnych, gdy człowiek dostrzegając swoje możliwości nie zadowala się tym, co już posiada, lecz dąży do dostępnej dla niego pełni.

Mądrość to umiejętność zachowania we wszystkim umiaru. Nie chodzi tu o przeciętność, ale o pełne wykorzystanie realnych możliwości człowieka. Tam gdzie czegoś do pełni brakuje, nie ma właściwej miary; tam gdzie jest więcej niż do pełni potrzeba, również nie ma miary. Mądrość to sztuka dokładnego wyważenia swoich możliwości i wykonywanych zadań. To ona decyduje o szczęściu człowieka, umożliwia bowiem zajęcie tego miejsca, jakie mu wyznaczył od wieków Bóg. Nic więc dziwnego, że Biblia tak często wzywa do modlitwy o mądrość i do doskonalenia tej cnoty.

Ks. Edward Staniek