Jezus opowiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać: "W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: „Obroń mnie przed moim przeciwnikiem”. Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: „Chociaż Boga się nie boję ani się z ludźmi nie liczę, to jednak ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie”. I Pan dodał: "Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?". 

Jezus stawia bardzo poważne pytanie o autentyczność naszej modlitwy i wypływającej z niej odpowiedzialności za trwanie wiary na ziemi.
Jezus zwraca się do swoich uczniów, by nieustannie się modlić. Czy w zabieganym świecie, niekończącej się ilości spraw jest to jakkolwiek możliwe? Czy prośba skierowana jest do każdego z nas, czy jedynie do specjalnie powołanych osób np. duchownych i konsekrowanych, którzy w planie dnia mają godziny przeznaczone na modlitwę?
Kiedy kochamy drugiego człowieka, to jest oczywiste, że nie możemy z nim przebywać i rozmawiać stale. Jednak warunkiem trwałej i bliskiej relacji jest wola budowania więzi oraz „bycie” realne w różnych sytuacjach. Nie stworzymy mocnych więzi, odpornych na wszelkiego rodzaju burze i namiętności, podczas przelotnych spotkań, czy pisząc SMS-y.
Podobnie tworzy się relację z Bogiem. Trzeba chcieć. Trzeba ująć ją w swoich życiowych planach. Trzeba mieć na nią czas. Wymaga zaangażowania.
Wiara dojrzewa w modlitwie. Zadajmy więc sobie pytanie: „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?
Komentarz został przygotowan przez Klementynę Pawłowicz-Kot